Paweł Łyziński – blog historyczny

4 maja 2015
Kategorie: Bez kategorii

Jak to na wojence ładnie, czyli z pamiętników żołnierzy Dywizji Syberyjskiej

Opublikowano: 04.05.2015, 23:16

5th_Siberian_Polish_Division_1919

   W sierpniu 1918 r. mocarstwa zachodnie, zdając sobie sprawę z zagrożenia jakim są siły bolszewickie postanowiły wspomóc wojska wierne dawnemu systemowi. Stąd też we Władywostoku wylądowały wojska japońskie, brytyjskie, francuskie oraz amerykańskie. Pretekstem do tych wydarzeń była pomoc dla oddziałów Korpusu Czechosłowackiego, który został sformowany jeszcze w 1915 r. Zgodnie z porozumieniem zawartym między Ententą, a Radą Komisarzy Ludowych oddziały te miały zostać przetransportowane do Władywostoku, gdzie miały przystąpić do działań po stronie Ententy. Bolszewicy nie dotrzymali jednak słowa i próbowali rozbroić liczące prawie 45 tys. żołnierzy oddziały korpusu. Doprowadziło to do rozpoczęcia akcji zbrojnej, w wyniku której czechosłowaccy żołnierze ruszyli wzdłuż linii Kolei Transsyberyjskiej, wspierając tym samym działania kontrrewolucyjne admirała Kołczaka.

   Korzystając z nadarzającej się okazji wśród Polaków przebywających na Syberii poczęto tworzyć własne oddziały wojskowe. W lipcu 1918 r. w czasie zjazdu przedstawicieli polskich organizacji politycznych powołano do życia Polski Komitet Wojenny na Wschodnią Rosję i Syberię. W dniu 23 lipca 1918 r. zawarł on umowę z Filią Czechosłowackiej Rady Narodowej, co dało punkt wyjścia dla tworzących się oddziałów polskich.

   Tak zaczynała się epopeja polskich żołnierzy na Syberii, której symbolem stało się sformowanie w styczniu 1919 r. 5. Dywizji Strzelców Polskich, szerzej kojarzonej jako Dywizja Syberyjska. „W kwietniu 1919 r. Wojsko Polskie na Syberii liczyło 10772 ludzi. Na ta liczbę składało sie 705 oficerów, 33 lekarzy, 36 urzedników, 1111 podoficerów frontowych, 5524 szeregowych frontowych, 320 podoficerów niefrontowych i 3043 szeregowych niefrontowych. Dysponowało równie 1308 końmi. Według oficjalnych danych do lipca 1919 r. stan osobowy osiągnął liczbę 11278 ludzi. Ponadto do dywizji należały trzy pociągi pancerne: „Kraków”, „Poznań” i „Warszawa” oraz kilka uzbrojonych statków pływających po Obie”. Tam Polacy toczyli walki z partyzantami jak i regularnymi oddziałami bolszewickimi. W wyniku trudnej sytuacji na froncie Polacy ostatecznie złożyli broń pod stacją Klukwiennaja 10 styczna 1920 r. – co tym samym zakończyło pewną część tej historii.

   Nie będziemy jednak analizować w żadnym stopniu działań bojowych tej dywizji. Właściwie spróbujemy przybliżyć sobie kilka faktów przedstawiających obraz codziennego życia i służby oddziałów polskich w tamtym okresie. Oczywiście na podstawie wspomnień pozostawionych nam przez ówczesnych świadków tamtych wydarzeń tj. Stanisława Bohdanowicza i Władysława Czarneckiego.

   Pierwszym faktem na jaki należy zwrócić uwagę, jest to iż 5. Dywizja Syberyjska była swoistą mieszaniną wszelkiego rodzaju ludzi i charakterów. Jak słusznie zauważył jeden z autorów analizujących już wcześniej ten problem: „Główny podział wśród żołnierzy biegł po liniach trzech zaborów. Nieufność panująca miedzy rodakami, często wzajemne antagonizmy na tle politycznym bądź stosunek do prowadzenia działań zbrojnych przeciw bolszewikom implikowały istnienie głębokich rys na obrazie V Dywizji”. Nie dziwi nawet zatem treść popularnego powiedzenia, które krążyło po dywizji: „pierwszy to pierwszy pułk strzelców polskich imienia Tadeusza Kościuszki, drugi– zweites polnisches Schutzenregiment, trzeci – tretij sibirskij striełkowyj połk, a czwarty […] czetwiortyj sowietskij piechotnyj połk”.

   Wiązał się z tym ciekawy problem, o którym w swoich wspomnieniach pisze Czarnecki. Biorąc pod uwagę fakt, iż tworzące się oddziały polskie były różnej proweniencji tak samo zróżnicowane było ich wyszkolenie. Czarnecki zanotował zatem: „Oficerowie wywodzili się z trzech armii. Nikt z wyjątkiem tych ze Strzelca czy Legionów, komendy polskiej nie znał. Trzeba to było towarzystwo zgrać, nauczyć polskich komend, regulaminów. Instrukcji i regulaminów w języku polskim nie było”.

   Dlatego też żołnierzy ćwiczono od samych podstaw. Jak pisze Bohdanowicz: „Bardzo męczyły mnie ćwiczenia na trzaskającym mrozie, wciąż trzeba było uważać, żeby nie odmrozić sobie uszu lub nosa. Po południu odbywały się ćwiczenia na korytarzu lub wykłady z regulaminu. Godzinami staliśmy w dwuszeregu pośrodku korytarza i ćwiczyliśmy chwyty karabinowe. Uczono nas też obchodzenia się z bronią i czyszczenia jej. Po tych ćwiczeniach ręce mnie bolały od rzucania dużym, ciężkim, przedpotopowym karabinem. Kapral Bartosz wrzeszczał, klął, wymyślał starał się doprowadzić nas do całkowitego zmechanizowania ruchów”.

   Sam Czarnecki, szkolił się na sapera jedynie na podstawie posiadanych regulaminów bez pomocy jakichkolwiek doświadczonych instruktorów: „Doskonale pamiętam pierwszy mój wybuch. Wyprowadziłem za miasto kompanię i tam mieliśmy wykonać ten pierwszy wybuch. Pierwszy raz w życiu zakładałem tę spłonkę z rtęcią piorunującą. Uczyłem saperów, że zgodnie z regulaminem, trzyma się spłonkę zawsze w lewej ręce, bo jak eksplozja wyrwie palce, to przynajmniej z lewej ręki, nie z prawej. (…) Pierwszy raz w życiu musiałem ten ładunek założyć i pokazać jak to się robi, a sam nie miałem żadnych instruktorów. (…) Jak się pierwszy raz udało, następne ćwiczenia były zupełnie łatwo przeprowadzane i nabierałem coraz większej wprawy”.

   Dywizja Syberyjska mimo swoich zasług w walce z bolszewikami, wewnętrznie jak już wskazano wcześniej była bardzo zróżnicowana, co miało ogromny wpływ na morale. Jak pisze Bohdanowicz: „Coraz więcej napływało ochotników, którzy dużo pozostawiali do życzenia pod względem ideowym, bo przyjmowano każdego, kto tylko się zgłaszał. Wstępowało moc dezerterów z armii Kołczaka, którzy po zmobilizowaniu uciekali z oddziałów idących na front. (…) Napływali ludzie starsi, którzy będąc już landszturmistrzami austrackimi, trafili do niewoli rosyjskiej. Teraz wyciągnięto ich z ciepłych chat z najrozmaitszych zakamarków Syberii. Złorzeczyli więc, mówiąc, że im tam było dobrze. Prawie każdy miał już drugą żonę, która wzięła go z obozu jeńców na roboty polne. Żałowali wygód, jakie tam mieli, jadła i dostatku. Niejeden i w domu nie miał takiego dobrobytu, jaki znalazł w niewoli u syberyjskiej baby. (…) Teraz ich mobilizowano i siłą zapędzano do naszego wojska. Brodaci, zarośnięci, w austriackich czapkach na głowach nie chcieli zdjąć „bączków” z monogramem Franciszka Józefa. (…) A gdy austriackie odznaki zaczęto zdzierać im siłą, to chowali czapki po kuferkach, mówiąc, że się jeszcze przydadzą. Wciąż wzdragali się przypiąć polskiego orzełka”.

   Oczywiście poza służbą, toczyło się także normalne codzienne życie żołnierzy. Do podstawowych bolączek należały problemy ze zdobyciem dobrego i ciepłego umundurowania, zapewnienia odpowiedniej ilości pożywienia oraz uzbrojenia. Jednym z takich przykładów jest fakt, „podkradania broni” swoich własnym sojusznikom.

 Starano się zapewnić żołnierzom czas wolny wykładami, odczytami, organizowaniem życia kulturalnego, funkcjonowaniem orkiestr wojskowych czy poprzez np. udział w przedstawieniach teatralnych albo walcząc z analfabetyzmem. Dla zabicia czasu żołnierze organizowali między sobą walki w formie zapasów. Tak też w ogólnym zarysie wyglądało życie pozasłużbowe. Opisuje to Bohdanowicz w następujących słowach: „Chodziłem do Klubu Żołnierza Polskiego, który otwarto niedawno. Można tam było dostać gorącą kolację, kawę i herbatę, jeżeli ktoś chciał i miał za co. Grała tam orkiestra któregoś z pułków, a od czasu do czasu odbywały się pogadanki dla żołnierzy. Sporo tam było oficerów i ich żon; przyjemnie można było odpocząć po koszarowych połajankach, odetchnąć w innej atmosferze, Żołnierzy bywało bardzo dużo – klub cieszył się ogromnym powodzeniem. Były tu gazety polskie i rosyjskie”.

  Nie był to jednak obraz idealny. Oddziały polskie z czasem ulegały ogólnej demoralizacji. Wśród najczęstszych plag plasowały się kradzieże oraz pijaństwo. Bohdanowicz wspominał: „Nasza kompania rozłajdaczyła się na całego. Mając dużo pieniędzy, zaczęli hulać nie tylko żołnierze z kompanii łączności, ale całe nasze wojsko. Dowództwo zarządziło przymusowe oszczędności. Każdemu żołnierzowi przy wypłacie żołdu część potrącano i składano w kasie oszczędnościowej, zorganizowanej przy dowództwie. Wkłady miały być wypłacone po powrocie do kraju. Ale to od hulanek nie uchroniło”.

  Jak widać zatem, z pokrótce przedstawionych przykładów wyłania się przed nami obraz niejednoznaczny i wielobarwny. Wśród 5 Dywizji Syberyjskiej z pewnością znajdował się szereg różnego rodzaju osób, które reprezentowały różne warstwy społeczne czy kulturowe co z kolei przekładało się na różne postawy w czasie całej służby.


Wybrana literatura, do której warto zajrzeć:
Bienias Damian, Życie codzienne Syberyjskiej V Dywizji Strzelców Polskich w okresie stacjonowania jej w Nowonikołajewsku na Syberii w 1919 r. [w:] „Zesłaniec. Organ Rady Naukowej Związku Sybiraków” 2012, nr 52, s. 3-22.
Bohdanowicz Stanisław, Ochotnik, Warszawa 2014.
Czarnecki Władysław A., Wspomnienia z 5 Dywizji Syberyjskiej ps. „Kotwicz” 1918-1921, Wrocław 2011.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.